Robię sobie wakacje!

Trochę się wczoraj z Gianpaolo zasiedziałem. Przez to że poprosiłem radlerka, a barman nie wiedział co to, powiedziałem, że piwo ze spritem albo lemoniadą. Dostałem najpierw duże piwo i obok buteleczkę toniku z cytryną… A ponieważ JeanPaul wziął to samo, to poprosiłem o duży pusty kufel. Barman zabrał to co przyniósł i wrócił z tym dużym piwem przelanym do wysokiego kufla. Jeszcze raz z uśmiechem na twarzy poprosiłem, że chcę zmieszać piwo z lemoniadą w jednym kuflu a nie przepijać piwo lemoniadą. I czy nie mają na pewno Sprite? Barman w odpowiedzi jak typowy Włoch ni to do siebie nie to do mnie a raczej w bliżej nieokreśloną przestrzeń zaczął bardzo głośno coś po włosku strzelać jakimiś słowami jak z karabinu…

Mój nowy kumpel Włoch spokojnym tonem coś zaczął do niego po włosku. Ja do barmana żeby się uspokoił po angielsku. Nagle pojawił się chyba jakiś szef wysłuchał barmana, powiedział mi pięknie po angielsku, że niestety nie mają Sprite, ani niczego innego z cytryny poza tym właśnie ginem z cytryną w formie lemoniady (Boże kto to wymyślił- ohyda) i że już podaje nowe duże puste kufle. Dorzucił też, że gdybym poprosił „panchette”, to barman by wiedział co ja chcę. Roześmialiśmy się wszyscy razem ze spokojnym już barmanem i tyle.
Gianpaolo, to ciekawy człowiek, który skończył studia prawnicze i teraz jest na etapie wyboru specjalizacji i aplikacji. Nie zaszczepił się, bo ponoć we Włoszech jest taka biurokracja, że nie jest to takie proste! A ponieważ pracuje cały tydzień łącznie z niedzielami w jakiejś kancelarii, to dostał w końcu wolne i przyjechał z południa Włoch na wakacje do północnych Włoch. Jednym z pierwszych jego pytań, było jakiej jestem religii? Wyłuszczyłem mu więc co uważam. On jest katolikiem bardzo zaangażowanym. Spytał mnie co sądzę o JPII. Powiedziałem mu o wstydliwej kwestii Dziwisza, która w Polsce wypłynęła nie tak dawno. No generalnie, to się zagadaliśmy. O 1 w nocy dopiero wróciliśmy do pokoju. Już wtedy wiedziałem, że plan na jutro zmienię!
Punktualnie o 7 byłem na dole w barze, bo o tej porze rozpoczynali wydawanie śniadania. Wybór nie był jakiś bogaty, więc wziąłem kawę, sok pomarańczowy, panini z szynką i serem oraz croissant z szynką. Pożegnałem się z Gianpaolo i ruszyłem zwiedzić Turyn.

Zaraz obok hostelu Combo był targ. Kupiłem dwa owoce i ruszyłem na zwiedzanie miasta. Trochę pobłądziłem, bo nawigacja wariowała, ale zobaczyłem co chciałem i pojechałem na dworzec Porto Nuevo.

Kupiłem online bilety kolejowe i wpakowałem się do przedziału dla rowerów. Ciekawostką jest że ani w Szwajcarii, ani we Włoszech nie ma opłat za przewóz rowerów. Za to na dworcu i w pociągu jest obowiązek posiadania maski na twarzy. I nie ma znaczenia, że w rozgrzanym wagonie nie ma klimatyzacji…

Już jadąc pierwszym pociągiem do Savony, poznałem rowerzystę Maurizio. Szybko zaczęliśmy rozmowę z użyciem google translatora, bo on angielskiego ani niemieckiego nie zna, a ja z kolei włoskiego. Sympatyczny 56-latek jest strażakiem i urwał się na przejażdżkę rowerową, którą zaczyna w Imperii. Rozmowa tak nam się kleiła, że się polubiliśmy, a Maurizio serdecznie mnie zaprasza do odwiedzenia go w jego domu w górach przy granicy z Francją. Ja z kolei zaprosiłem go do Polski. Obiecał, że jak za 3 lata przejdzie na emeryturę, odwiedzi nas w Polsce. W Savonie przesiedliśmy się do pociągu, który zawiózł nas do Imperii. Gdy wysiedliśmy na miejscu, zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie, serdecznie wyściskali i pojechali w swoją stronę, bo on jechał dzisiaj do Ospedaleti spotkać swojego przyjaciela, a ja chciałem dojechać tylko na camping i zrobić sobie wakacje.

Camping Eucaliptus miał miejsce, ale ja chciałem jeszcze sprawdzić camping obok – Wijnstok. Tam trafiłem na jakiegoś niekumatego gościa, który tylko w kółko powtarzał że cena jest 22,50 € i albo biorę albo nie. Ja się go pytam, czy w cenie jest dostęp do prądu i czy są ciepłe prysznice, a tamten jak katarynka w kółko że cena jest 22,50 i albo biorę albo nie. Po kilku próbach dowiedzenia się czegokolwiek, powiedziałem mu, że cena to nie problem, ale chcę zobaczyć gdzie mogę namiot postawić i czy jest prąd i tak dalej… W końcu się poddałem, podziękowałem i pojechałem spowrotem na camping Eucalyptus. Tam dostałem swoje miejsce, przejściówkę do ładowania prądem elektroniki. Postawiłem namiot, który był absolutnie cały mokry! Nawet w środku była woda!

Przebrałem się i poszedłem na pobliską plażę. Dużo ludzi na plażach. Plaże kamieniste. Ale mnie to naprawdę nie robiło różnicy. Cieszyłem się z możliwości kąpieli w morzu jak dziecko. Poopalałem się trochę, aż przysnąłem z lekka pochrapując. Wykąpałem raz jeszcze, spłukałem pod prysznicem ze słodką wodą i ruszyłem na rekonesans. Zjadłem pysznego pistacjowego loda. Niestety nie wziąłem ze sobą maski, a Włosi mają hopla na tym punkcie o czym się przekonałem gdy wszedłem do sklepu. Zaczepił mnie jakiś klient dość natarczywie, gdzie moja maska? Powiedziałem że zgubiłem na plaży. Ten zaalarmował ekspedientkę z mięsnego. Spytałem grzecznie, czy nie mogłaby mi dać maski? Nie. Wobec tego przeprosiłem i wyszedłem. W porównaniu z Polską, tutaj każdy jak idzie chodnikiem ma maskę założona na ręce a gdy wchodzi gdziekolwiek do pomieszczenia zamkniętego, zakłada maskę. Postanowiłem wrócić na camping po maskę, bo nic bym nie mógł kupić ani zjeść. Żeby poprawić sobie humor, wszak dzisiaj miałem wakacje, zamówiłem w barze blisko plaży Aperol Spritz. No fajnie go tutaj mi przygotowali! Oprócz naprawdę dużego drinka, dostałem jeszcze miseczkę z kawałkami melona, ananasa i truskawki oraz taka małą płytę z czterema małymi kawałkami przegryzki (na jakimś jasnym pieczywie mozzarella z pomidorem i coś jak kawałki panini z szynką i serem żółtym.

Wróciłem już z maską do tego sklepu i zrobiłem zakupy a później poszedłem jeszcze do pizzerii blisko od Campingu. Pizza była taka sobie. Ciasto smakowało jak na pizzy ze Strzyżowa, czyli bez polotu. Ale byłem tak głodny, że nie marudziłem. Gdy wróciłem na camping, bar campingowy był już otwarty i siedziało tam przy stolikach całkiem sporo ludzi. Wziąłem Mohito, które reklamują jako najlepsze w północnej części Włoch. Pedro robi lepsze, ale i tak się cieszyłem z drinka.

W namiocie napisałem do kolejnych kilku hostów w Cannes, spisałem tą relację, jeszcze tą poprzednią i szybko zasnąłem.
A już jutro będę jechał wzdłuż legendarnego Cote d’Azur (Lazurowe Wybrzeże). Do zobaczenia więc jutro!
Piotr i Wilk

Rekomendowane artykuły

3 komentarze

  1. Piotr ! – świetne opisy – czytam codziennie 🙂 .

    ps. wczoraj skończyła się demokracja w Polsce…. popytaj lepiej o azyl polityczny !

    1. Dziękuję Ci bardzo!
      Zaniepokoiłeś mnie… Muszę sprawdzić, co tam w kraju, bo możesz mieć rację z tym azylem

    2. I agree

Zostaw komentarz