Wyjazd po 2 w nocy z Rzeszowa do Splitu. Jedziemy jednym ciągiem busem w 8-osobowym składzie. Ja z dziewczynami moimi, czyli Patką i Jagodą, Ryszardem – Tatą Patrycji, jego przyjaciółmi – Grzegorzem, Moniką i Filipem o rok starszym od Jagody. Jedzie z nami również Skipper, czyli nasz kapitan, sternik- Mariusz, którego znam jeszcze sprzed kilku lat z wyspy na Solinie.
Na trasie nie mieliśmy niespodzianek. Granice przekraczaliśmy bez problemów, mimo znów dynamicznej sytuacji z powodu nowej delta mutacji koronawirusa. Nie musieliśmy mieć, ani robić żadnych testów. Nasze paszporty Covidowe nie były sprawdzane, choć padło o nie raz pytanie. Nikt tego nie sprawdzał. A że trasa jaką chcieliśmy dojechać do Chorwacji pokrywała się z „korytarzem tranzytowym” którym można się było poruszać w Słowacji i Węgrzech obcokrajowcom, to problemu nie było.
Na granicy węgiersko- chorwackiej staliśmy w korku ponad pół godziny. No i tutaj był rozdział na członków EU i pozostałych, którzy mieli na przednich szybach żółte naklejki z napisem TRANSIT i symbolem stacji paliw.
Koło 18 dojechaliśmy do ACI Marina w Splicie. Miejsca na parkingu mariny nie było już, więc musieliśmy wypakować nasze manele na wózki transportowe i drałować do łodzi. Jeszcze wcześniej opłaciliśmy kaucję za czarter łodzi. Można to zrobić kartą bądź gotówką. Kaucja w wysokości 2000 EUR. Do tego doszły opłaty za sprzątanie łodzi i opłaty portowe (160 EUR), podatek (84 EUR), wypożyczenie SUPa (110 EUR za cały rejs) oraz za hotspot Wi-Fi w cenie 30 EUR na cały rejs bez limitu.
Teraz trzeba zrobić tzw. „check in” i posprawdzać wszystko na łodzi, czy jest sprawne, nieuszkodzone i czy niczego nie brakuje. Zrobił to oczywiście nasz Skipper Mariusz i Grzegorz, bo co czworo oczu to nie dwoje.
Blisko od mariny w kierunku starówki Splitu są bankomaty. Euronet pobiera jakieś prowizje od wszystkiego, dlatego lepiej korzystać z innych bankomatów. A do tego najlepiej kartą REVOLUT, dzięki której można wybrać do 800 zł/miesiąc bez opłat.
Wieczorem poukładaliśmy wszystkie nasze zapasy i rzeczy w katamaranie Nautitech 40 o wymownej nazwie „Rapido” i wreszcie mogliśmy uczcić przejęcie jachtu drinkiem! Wypoczynek czas zacząć!
Czterdziestostopowy jacht nasz na żywo wyglądał jeszcze lepiej niż na zdjęciach! Po trzy kajuty na każdej burcie. Po jednej toalecie na burtę. W toalecie „Kingston” czyli kibelek morski, mała umywalka z wyciąganą słuchawką prysznicową w wylewce. Krótko mówiąc można się ogolić, umyć, wykąpać a nawet wysr… wypróżnić 😎
Wspólny kambuz z mesą, czyli zadaszona przestrzeń (na pokładzie) z kuchnią, jadalnią, lodówką. Stamtąd wychodzimy do kokpitu, w którym wszyscy się zmieszczą wieczorem, by przy stole napić się, zjeść i pogadać.
ACI Marina przy której zacumowany był nasz jacht jest spora z pomostami wewnętrznymi i zewnętrznym dla największych jednostek. Oprócz tego na wejściu do mariny jest jeszcze stacja paliw do uzupełnienia paliwa w łodziach. A wszystko to w porcie miasta Split. Dla mnie nieobytego w takich miejscach widok tych wszystkich łodzi zacumowanych w marinie, ich rozmiary i ilość gdzie to wszystko ze starym Splitem w tle, wywarło niesamowite wrażenie. Wieczorem zaś, gdy zapaliły się światła miasta i do tego oświetlenie stojących w marinie jachtów, to było coś spektakularnego! Magia w najczystszej postaci. Szkoda jedynie, że uchwycenie tego widoku aparatem jest tak ciężkie by oddać to, co widzi oko…
Na dzisiaj to wszystko. Jutro rozpoczynamy naszą morską przygodę. A ja zapraszam Was do śledzenia relacji, którą wstawiam z opóźnieniem, bo w trakcie rejsu zwyczajnie nie miałem możliwości znaleźć wystarczająco czasu, by to wszystko powstawiać. Na pocieszenie obiecuję, że relacje będę wstawiał codziennie.
Ahoj!