Przygotowania do wyprawy

Termin wyjazdu zbliża się dużymi krokami! Trasę korygowałem, podzieliłem na etapy dość ambitne, długie z końcami poszczególnych dni na polach kempingowych – by można było się wykąpać, zjeść, naładować baterie – ogólnie zregenerować przed kolejnymi dniami naprawdę długich etapów. Większość sakwiarzy na podobnych trasach pokonuje dzienne odcinki na poziomie między 60 a 100km. W moim przypadku będą to zdecydowanie dłuższe etapy. Płaskie ukształtowanie terenu sprzyja takiemu rozwiązaniu. Moja wiara we własne siły podpowiada, że dam radę. Wiele jednak może wyjść „na trasie”, dlatego dopuszczam możliwości korekty długości odcinków włącznie ze skróceniem trasy, gdy zdarzy się nieprzewidywalne jak załamanie pogody, kontuzja czy coś podobnego.

Poruszając się w Polsce nie musiałem myśleć o kwestii związanej z ubezpieczeniem. W końcu płacę składki ZUS, więc mam koszty leczenia i transportu niejako zapewnione. Dodatkowe nietanie ubezpieczenie na życie z kosztami leczenia i wypadkowymi również. Inaczej się sprawa ma w przypadku wyjazdu za granicę Polski. Zwłaszcza przez Słowację, w której każdy rowerzysta ma obowiązek posiadać ubezpieczenie OC! Zawarłem więc ubezpieczenie podróżne w Hestii, gdzie oprócz OC do poziomu 500 000zł jest jeszcze ubezpieczenie pomocy medycznej, transportu i kosztów leczenia do wysokości 500 000zł Jest jeszcze ubezpieczenie bagażu i NNW, a wszystko to na 10 dni kosztuje tylko 93zł! Warto. Mam oczywiście też Europejską Kartę Ubezpieczenia Zdrowotnego, ale z doświadczenia innych wiem, że może to być niewystarczające, dlatego wziąłem dodatkowe ubezpieczenie podróżne.

Przygotowania najważniejszego elementu, czyli roweru nadal trwają, choć najważniejsze już zrobiłem. Zmieniłem kierownicę, której zdjęcie pokazałem w poprzednim poście. Wypróbowałem ją już na krótkich odcinkach w Rzeszowie. Jest inaczej. Trzyma się ją o wiele wężej niż moją poprzednią kierownicę. Jednak ilość wariantów ułożenia rąk na niej jest większa i mam nadzieję, że przez to będę miał mniejsze problemy z drętwieniem rąk. Siodło jak narazie pasuje mi idealnie. Regulację przerzutek, hamulców i przegląd piast (zwłaszcza przedniem z prądnicą, którą musieli rozebrać i nasmarować) oraz poprawki tylnej piasty (coś tam było źle złożone i to poprawili) i ogólnie przegląd całego roweru, skrócenie pancerzyków ze względu na inną kierownicę wykonali mi chłopaki z „Larry Zębatka” w Rzeszowie! Tutaj podziękowania kieruję do Krzyśka Łopaty, który się mną zajmował. Wszystko szybko, sprawnie i zaskakująco tanio jak na jakość ich pracy! Naprawdę ich polecam!

Mój trener personalny – Ryszard Jezierski przygotował mi plan żywieniowy na trasę (tak tak! jestem na diecie) tak, żebym dał radę kondycyjnie wytrzymywać takie przebiegi bez skurczy i wycieńczenia. Jedzenie i odpoczynki na trasie w sposób przemyślany to jedna z najważniejszych rzeczy. Jeżeli bowiem lecimy jednego dnia trasę ponad 100km, to od biedy jeśli jesteśmy silni, damy radę to przejechać bez większego planowania posiłków. Jeśli jednak mamy do pokonania ponad 150km dzień w dzień, to trzeba to dobrze przemyśleć i trzymać się planu. Inaczej staniemy w lesie albo w polu i nie będziemy w stanie dalej jechać, bo nam się „baterie wyładują” i nie będzie siły jechać dalej, albo to będzie bardzo powolna jazda w skurczach i bólu mięśni. Generalnie – krótkie przerwy co 2 godziny jazdy muszą być. Musi być też odpowiednia ilość węglowodanów i spora ilość wody z izotonikiem, by nie brakło elektrolitów. Ważny jest też magnez podobnie jak rygor i konsekwencja. Bez tego przekuwanie godzin na kilometry się nie uda, spadnie prędkość średnia i skończy się to krótkim przejechanym odcinkiem w ciągu dnia. A to może doprowadzić do konsekwencji zawalania kolejnych etapów i planu jak walące się kolejno jeden po drugim klocki domino. A tego bym nie chciał!

VLQ

Rekomendowane artykuły

Zostaw komentarz