Co to była za noc! Zatrzymaliśmy się wczoraj wcześniej na tym kempingu w Høysand właśnie ze względu na to, co się miało dziać w nocy. Już wieczorem gdy rozstawiliśmy namiot widać i czuć było, że coś się będzie działo. Spadła temperatura i to tak gwałtownie, zerwał się wiatr. Gdy położyliśmy się spać, wciąż było jeszcze sucho. Ale o 4:20 obudził mnie dźwięk potężnej ulewy. Czegoś takiego jeszcze pod namiotem nie przeżyłem. A w namiocie czuje się to o wiele bardziej niż w domu. Błyskało, strzelało, ściana wody. Najgorsze było to, że zapomniałem ściągnąć swojego ręcznika z dachu namiotu przed snem. I on tam na dachu był… To że był mokry, to pikuś. Najgorsze było to, że przez ten ręcznik zaczynał przeciekać mi namiot. Kap kap po dwóch stronach daszku. Po prostu jak tropik namiotu dotyka do czegoś, to w tym miejscu potrafi puścić wodę.
Po 6 wstałem. Troszkę wody w namiocie. Niewiele. Brudnymi ciuchami starłem. Ten kemping w Høysand niby nie był zły, ale brakowało kilku rzeczy i byłoby o wiele lepiej. W kuchni stolik i jedno krzesło. Żadnych law na zewnątrz. Żadnych koszy na śmiecie. Na parceli dla namiotów, czyli tuż obok placu zabaw dla dzieci (najgorsze miejsce) brak punktów prądowych. Ładowanie tylko w kuchni i łazience. Łazienka dobra, czysta, z prysznicami. Na kempingu niemal wyłącznie kampery i przyczepy, które widać że stoją kilka lat w tym samym miejscu. Na drewnianym podeście, ze zrobioną werandą i bajerami typu grill. Namiotów 5, w tym dwa nasze. Brak ławy z daszkiem żeby można było spakować się mimo deszczu. Na szczęście, po toalecie udało nam się spakować pomiędzy opadami deszczu. Bo prawda namiot mokry, ale nie ma innej opcji.
Po śniadaniu pogadaliśmy chwilkę z Polakiem, który dojechał tu ze swoimi kumplami motocyklami wczoraj i zostali na noc w domku kempingowym. Ruszyliśmy w drogę. Przed nami była końcówka Norwegii i Szwecja. Trochę dżdżysto, mokro, ale napieramy. Pod górę, chwilkę z górki i znów długi podjazd. I tak aż do mostu rzuconego przez fiord. Svinesund. Most przyjaźni szwedzko-norweskiej.
Wygląda to pięknie. Zwłaszcza że widać z niego nowszy most drogi ekspresowej nieopodal. Niestety pogoda nie chciała się poprawić i zachmurzenie wciąż spore, więc i widoki straciły nieco ze swego uroku. Mimo tego cieszyłem się, że wjeżdżamy do kolejnego kraju na naszej trasie. Najpierw podjazd, a później szlak poprowadził nas w takie lasy i leśne ścieżki, że zaczęliśmy srogo wątpić w wytyczanie drogi przez Komoot.
Ostatecznie po jakiejś półtorej godzinie powolnego brnięcia wyjechaliśmy na ścieżkę rowerową podobna do tych w Norwegii, czyli asfaltowa ścieżką wzdłuż drogi dla samochodów. Podjazdy, zjazdy, mnóstwo skał i wykuta w nich droga. Po drodze Lidl, więc postój na drożdżówki i picie a niedługo później postój na kibel.
Wczoraj musiałem trochę postojów na kibel zrobić, ale dzisiaj szedłem na rekord. Strasznie to niekomfortowe, gdy brzuch masz jak balon i co chwilę musisz do kibla, choć niewiele z tych posiedzeń wynika, brzuch boli, siły opuszczają a kilometry trzeba robić, bo czas goni. Co gorsza, znalezienie kibla nie jest łatwe. Nie na każdej stacji paliw jest ubikacja. Nie ma na trasie miejsc, w których ta ubikacja będzie, typu restauracja, hotel czy cokolwiek takiego. Wtedy też zrozumiałem, że nie widzieliśmy na trasie ani jednego toi toia. Po prostu nie ma tutaj takich toalet. Publicznych też jak na lekarstwo. W tym względzie nie widać za bardzo różnic między Norwegią a Szwecją.
Norwegia będzie mi się kojarzyć z pięknymi wystrzyżonymi głównie przez zrobotyzowane kosiarki trawnikami, wypielęgnowanymi obejściami drewnianych domków. Domki te naprawdę nie są duże, ale za to bardzo zadbane – nie widzieliśmy ani jednego opuszczonego zaniedbanego domku! Pod domkiem stoi zawsze przynajmniej jedno auto i najczęściej jest to Tesla, czasem jakieś inne, ale niemal zawsze jest to dość drogi samochód. W porównaniu do Szwecji – widać, że w Norwegii jest kasa! Oj jest! I co chwilę gdzieś widać jakiś stary klasyczny samochód sprowadzony z USA.
W Szwecji z kolei domki podobne do tych w Norwegii, ale już częściej można spotkać większy dom niż w Norwegii. Auta to najczęściej Volvo – od najnowszych elektrycznych do starych klasycznych. Jednak widać różnicę po samochodach – w Szwecji tej kasy jest mniej. Trawniki równie wystrzyżone, płotki tak samo niskie, bądź ich brak. Za to w Szwecji o wiele więcej widać budów, jakichś modernizacji, remontów dróg, kanalizacji. No naprawdę można odnieść wrażenie, że to kraj w budowie – skala jest ogromna.
Tak jadąc i obserwując, to w górę z mozołem, to w dół szybko, fajnie, ale zawsze za krótko zgłodnieliśmy. Przy naszym zapotrzebowaniu kalorycznym, jest koniecznością pilnować posiłków i picia. Zatrzymaliśmy się na trasie w małym miasteczku, w lokalnej pizzerii. Miejsce prowadzi dwóch na oko Arabów z bliżej nieokreślonego kraju. Spytaliśmy, jak szybko będą mogli nam zrobić pizzę, bo dla nas kluczowy jest czas? 10 minut. OK. Rzeczywiście w ciągu 10 minut dostaliśmy pizzę i to całkiem niezłą. Ceny niższe niż w Norwegii.
Pojedzone, no to w drogę, bo kilometry same się nie zrobią. Opał wytypował na dzisiejszy nocleg miejscowość Munkedal i miał rację, bo to była optymalna odległość dla mnie. On jak robot mógłby jechać i jechać. Stanęliśmy w centrum miasteczka, bo były otwarte dwa sklepy, żeby uzupełnić jedzenie i picie, bo dzisiaj będzie spanie na dziko i trzeba mieć co zjeść. Gdy tak zmienialiśmy się przy sklepach, bo jeden robi zakupy, a drugi pilnuje rowerów z całym majdanem, przyglądałem się tutejszej młodzieży – na oko w wieku mojej Córci, czyli jakieś 14-16 lat. Chłopaki zajeżdżają na parking pod sklep, który to chyba jest jakimś centrum wszechświata dla okolicznej młodzieży, najczęściej z głośno dudniącym basem rozchodzącym się przynajmniej w promieniu kilometra przez ich uchylone szyby. Każde jedne auto jakim jeżdżą, to było Volvo. Co ciekawe, w okolicy Munkedal niemal 100% samochodów, to były Volvo! Ale wróćmy do młodzieży! Na każdym z tych Volvo, którymi te chłopaczki przyjeżdżały zaszpanować przed dziewczynami, z tyłu naklejony, albo przymocowany był trójkąt ostrzegawczy – bez numeru rejestracji. Opcio sprawdził ten temat i się okazało, że z takim trójkątem auto jest traktowane jak traktor, którym już można jeździć bez uprawnień w Szwecji od 16 roku życia, ale tylko do 30 km/h i w max 2 osoby. W dalszej naszej drodze w Szwecji, spotykaliśmy takie „traktory”, ale nie na taką skalę jak w rejonie Munkedal.
Tymczasem my planowaliśmy dojechać do wybrzeża, by rozbić się przy plaży i korzystać z takich ław, jakie tam były. Ale zanim tam dojechaliśmy, zobaczyliśmy park miejski nad rzeką w centrum Munkedal. Gdy objechaliśmy ten park, ja wiedziałem już, dlaczego chcę tu zostać. Był kibel, a nawet dwa. Niestety nie było bieżącej wody, ale była rzeczka. Pozostało jeszcze się zastanowić nad miejscem w któm te nasze namioty postawić. Wybraliśmy miejsce dość ustronne, czyli z dala od placów zabaw, siłowni na wolnym powietrzu i nieco odsunięte od mostu nad rzeką, ale też blisko rzeki i ławy. Usytuowanie względem słońca, które będzie mogło wysuszyć nam namioty z porannej rosy – również super. Nie wzięliśmy pod uwagę jednak dwóch spraw: że będzie niesłychana wilgoć osadzająca się na absolutnie wszystkim i tego, że postawiliśmy namioty blisko latarni. Najciemniej pod latarnią mówią, ale w tym przypadku w środku namiotu było jasno jakby słońce świeciło. Ludzi sporo się kręciło po parku, zwłaszcza młodzieży i ludzi z psami, aż w końcu po 22 zostaliśmy sami. Zrobiliśmy na ławie herbatę w kocherach, kolację, zjedli, pogadali i położyli się spać.
A w kolejnym odcinku będzie o tym, jak dojechaliśmy do Goteborga. Dziękuję Wam za uwagę i do zobaczenia!
Piotr
Powodzenia!
Dziękuję!